piątek, 19 czerwca 2015

Moja walka z hashimoto 02

Tłuszczowi pomocnicy czyli łupnij ze mną kokosa i przytul świnkę


           Codziennie robię super mleczko kokosowe, 
przygotowuję je tak, że mam około 750ml do 1litr gotowego napoju.
Mleko robię, wstawiam do lodówki, na drugi dzień mam już mleko z pięknym kawałem pachnącego tłuszczu kokosowego, najpierw zjadam tłuszczyk, i popijam mleczkiem z dodatkiem kurkumy, cynamonu i goździków.
            Tak straszliwie jestem spragniona mleka, że "udój" z poprzedniego dnia wystarcza mi na cały następny dzień.
           A skoro nie mogę pić mleka z krowy ani z kozy z prawdziwą kawą, to popijam kokosa z kawą z palonych żołędzi z dodatkiem kardamonu i posłodzonej ksylitolem :-) Czasem trzeba zaszaleć ;-)
            Nie jest to oczywiście to co prawdziwa kawa z krową, choć krowiny nie żłopałam tak dużo i ochoczo jak kokoska. 
No ale jak nie można pić nic innego to się pije co się samemu udoi ;-P
Jeszcze pyszniejszy jak ten mlek z prawdziwego owoca kokosowego, gdy samemu się rozłupie, obierze ze skorupki, co jest mordęgą, a potem ukręci białą maź ;-P


Mleko kokosowe

100g wiórków kokosowych
woda
1 łyżeczka ksylitolu

Wiórki zalać wrzątkiem w dużej misce, one tak sobie leżą i stygnąc nabierają mocy.
Jak już są zimne całość przelać do koktajlownicy, może być melakser oczywiście lub inne przystosowane ku temu ustrojstwo.
Miksować kilka minut, dolać stopniowo gorącą wodę i znów miksować i miksować, dodać ksylitol.
Mam podziałkę w moim urządzeniu i najczęściej dopełniam wrzątkiem do 1250ml.
Do miski wkładam gęste sito, które wykładam gazą.
I na to wszystko wlewam płyn wraz z wiórami.
Znów czekam aż przestygnie.
Masa nie może być zbyt ciepła bo można dłonie oparzyć gdy będziemy wyciskać z całej siły mleko z wiórów.
Jak się tak mocno wyciśnie i wydusi płyn, do ostatniej kropelki, to wtedy można mleko przelać do słoików
i odstawić do lodówki gdzie mleczko szybko ostygnie, a na nim utworzy się miły dla oka, twardy, pyszny i bardzo zdrowy tłuszcz kokosowy




Skwarki domowe ze świni

Chyba miałam około kilogram, może ciutkę więcej słoniny,
 jak się zasmażyło to około 800ml się porobiło.
Oczywiście słoninę trzeba pokroić najpierw drobniutko, swoimi łapętami lub czasem można wykorzystać współmałżonka do tej czynności mało twórczej :-)


 Była słoninka są skwarki. No i jest zapasik na tydzień albo i dwa :-P





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz