piątek, 24 lipca 2015

Dżem Seszyn ;-)

          Mam trochę zdjęć z wakacji, a straszliwie nie chce mi się ich zamieszczać, lenistwo spowodowane chorobą maksymalne :(
Za to dzisiaj, mimo pogody dla idiotów, czyli beznadziejnego upału,wzięłam się za produkcję dżemów, najważniejsze, że w nagrzanej kuchni same się smażyły, bez mojej obecności, a ja jedynie z doskoku, jak sobie przypomniałam, biegłam pomerdać drewnianą łychą w garze :-)
        Nie rozumiem ludzi którzy się cieszą gdy pogoda nie daje żyć zwierzętom, roślinkom i ludziom, naprawdę bardzo ograniczony człowiek jest z stanie cieszyć się z tak tragicznej sytuacji.
Ziemia i zwierzęta potrzebują wody, a idioci się cieszą, że niby pogoda się poprawiła, a to się pogorszyła przecież bo nie da się żyć w takich warunkach, tylko by człowiek w domu siedział, wentylował się sztucznie i co moment wskakiwał do wanny by umyć włosy i się ;-P
O! To jest pogoda dla blondynek, nie mam oczywiście na myśli koloru włosów, raczej mentalność odmóżdżonej laluni ;-)
Dobra, koniec dywagacji w temacie zidiociałych ludzi, teraz leci przepis, hy hyyy ;-P

         Znalazłam przepis na dżem cukiniowy, nie miałam składników więc bardzo go pozmieniałam, nie tylko wymieniając ananasy na jabłka ale, co najważniejsze, bardzo mocno, ograniczając ilość cukru :-)

Dżem cukiniowy jabłkowo-cytrynowy 


1kg cukinii 
4 zielone jabłka (mogą być inne, ale im kwaśniejsze tym lepsze)
250g cukru
2 cytryny
3 galaretki cytrynowe

       Cukinie obrałam ze skórek, miałam bardzo młodziutkie, więc jeszcze nie wykszatałciły się pesteczki (jeśli cukinia ma pestki to należy je usunąć). Utarłam na drobnej tarce w melakserze, można ręcznie oczywiście, jak kto lubi ;-)
      Starte, na drobne wiórki, cukinie wrzuciłam do gara, dusiły się aż zrobiły się bardzo przejrzyste, a kolor w naczyniu stał się uroczo zielony niczym żabowina. Ot tak około godziny się całość międliła w spokoju.
       Nie trzeba się wysilać nadmiernie z zaglądaniem do kuchni i mieszaniem, nic się nie spali, to wodnista dość ciapajza.
Cytrynki umyłam, starłam zysterem skórkę, którą potem ugotowałam, w maleńkiej ilości wody, do miękkości. Do naczynia, w którym miały przebywać chwilowo jabłka, wycisnęłam sok z cytrynek.
       Obrałam jabłka, pokroiłam drobno, systematycznie wrzucając, kosteczki jabłkowe, do naczynia z cytrynowym sokiem i mieszając by nasiąknęły pięknie i nie straciły na swej cudownie upiornej bladości :-)
Po godzince bulgotaniny, dodałam cukier, jabłka w cytrynie i żółciuteńki wywar cytrynowy wraz ze skórką.
     Jeszcze około godzinki się jeszcze całość w samotności kotłuje w garze i zaczynam przygotowywać słoiczki. Jak już się pogotowało należycie, jabłka straciły ostre kształty i całkiem się rozpaćkoliły, dosypuję suche galaretki, mieszam by się ładnie rozprowadziły wśród owoców i warzyw i szybko, sprawnie przekładam w słoiczki przecudnej urody ;-) zakręcam, i gotowe!

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
           Dżem jest bardzo do rzeczy, absolutnie nie ma smaku cukinii, ot mocno cytrusowy fajny ożywczy, choć dość słodki, smak.
I jakoś nie wyobrażam sobie sporządzać wg. przepisu, który nakazuje dodanie minimum 1kg cukru <pacyna w głowę>
No ja tego jeść niestety nie będę z racji cukinii, cukru i sztuczności umieszczonych w galaretkach kupnych :( jednak zadbałam przezornie o małość cukru w produkcie ;-) Ostatnio zauważam we wszystkich kupnych dżemach, potworne przesłodzenie, nie czuć żadnego smaku, jedynie cukier i aromaty przemożnie atakujące kubeczki i nozdrza ;-)
       Trochę tam umoczyłam mordkę, konsumując oszukiwany omlet, z mąką kokosową, okraszony niewielką ilością tego cytrusowego raju ;-P i jestem mile zaskoczona na plus. Dżem jest gęściutki, nie spada z noża niczym kupna rozrzedzona i glutowata galareta, no i czuje się owoc i w ukryciu warzywo robiące za owoca ;-)


Dżem brzoskwiniowy

2kg brzoskwiń
1/2 szklanki cukru
50ml soku z cytryny

        Zagotować wodę, wyłączyć pod nią grzanie,
delikatnie wkładać na chwil kilka brzoskwinie.
Później wyjmować owoce, na łyżce, przekładając do naczynia z zimną wodą i dokładnie pozbawiać je skórki.  Jeśli skóra nie schodzi to ponownie zanurzać w gorącej wodzie.
Owoce pozbawić pestek i pokroić dość drobno acz chaotycznie, a to z racji tegoż, iż część zostanie poddana zmiksowaniu.
      Owoce umieścić w naczyniu, zasypać cukrem i udać się na zasłużony senny wypoczynek. Aaaa, no tak, należy przykryć od góry przykrywą lub talerzem by zwierzyna łakoma i fruwająca nie zatopiła się w słodkiej mazi lub człowiek żarłoczny nie dobrał się do jego zawartości, i najlepiej schować w zupełnie nieciekawym miejscu.
Rankiem zerwawszy się z łoża szybko dopaść brzoskwiń, ucieszyć się z wielkiej ilości soku jaki zdążyły poprzez noc wytworzyć i szybko postawić na ogień, smażyć krótko do miękkości i częściowego rozgotowania się. Dalej wycisnąć sok z cytryny, dodać do owoców i pogotować jeszcze chwilkę, około 30 minut.
Na moment włożyć końcówkę żyrafy i tylko odrobinkę dżemu miksować tak by było w nim sporo  kawałków brzoskwinnych, a nie jedynie sama papka-mamałyga ;-)
Przygotować słoiczki i przelać do nich gorący i wydzielający boską woń dżemik.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

         Do zrobienia tego dżemu zmusił mnie bunt, mój bunt oczywiście.
Powracając z wakacji, drodze ku domowi, kupiłam dla V. dżem do naleśników w sklepiku Auchan, chciał taki smak to kupiłam, i znów okazał się być przesłodzoną rzadką breją z drobinkami zawieszonych owoców, fuuu!
        Dałam na talerzyk kupnego słodyczka i tej domowej gęściny, no i nie ma porównania. Fakt, że od tamtego wali po nozdrzach bardzo mocny aromat brzoskwiniowy ale to nie jest natura niestety. Nasz wyrób domowy wygrywa w przedbiegach, nie tylko składem i smakiem ale i ceną bije go na głowę albo i dwie głowy ;-P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz