sobota, 19 kwietnia 2014

Moje wpadki przedświąteczne

 PASCHA

Na pierwszy ogień pascha.
Proste, ale kilka godzin stania nad garem by zrobić specjalny rodzaj sera do tego desera.
Jest ser, odcisnęłam, jest super.   
"Ubić masło z cukrem i stopniowo dodawać do sera", ale ja nie mam robota, trudno, zrobię to trzepaczką elektryczną.
Ledwo ruszyłam i się coś porobiło dziwnego, zatrzymałam urządzenie, druty się powyginały i powykręcały.
Eeekstra, zrobię to łyżką, bo nie mam przecież makutry ani kuli do niej.
Umordowałam się ale jest, w przepisie stoi by do sera dać masło, ale nie mam drugiej miski dużej, dodałam więc odwrotnie.
Masło z serem się zważyło.

Chciałam dodać bakalie, nie ma żurawiny.
V. ją całą wyżarł wczoraj, a miała być do paschy i makowca, trudno.


SKÓRKA POMARAŃCZOWA
W międzyczasie zrobiłam skórkę z pomarańczy. Poprosiłam Łoidiego by wymył pomarańcze i obrał je ze skórki obieraczką tak jak ziemniakom się to robi.
Kątem oka zauważyłam, że coś jest nie tak.
Spoglądam, obiera grubaśnie, o noł!
Ubłagałam by przestał się tak starać i obierał z mniejszym naciskiem, bo nie będę przecież z każdej maleńkiej zesrobanej skórki wycinać tego białego świństwa.
Szybko obgotowałam skórkę w syropie.

Dodałam skórki do paschy i do masy makowej, którą robiłam od wczoraj.
Oblizałam łyżkę od skórek.
Skórki są twarde. Nieeee!

MAZUREK
Wzięłam się za ciasta, na pierwszy ogień poszło mielenie cukru na puder,
dwie porcje poszły szybko i sprawnie.
Rozzuchwaliłam się więc na dobre, że tak mi to sprawnie poszło, i z całym impetem dokręciłam wieczko młynka, by podjąć dalsze działanie związane z mieleniem.
Siła była dość spora i wieczko docisnęłam wraz z opuszkiem (palec środkowy prawej ręki ) ułożyło się to tak niefortunnie, że opuszek pękł na całej jego długości (opuszka nie palca).
Pierwsza krew. Ale to nic to.

Zrobiłam ciasto na mazurek z myślą, że ma być szybkie i ładnie się wałkować, przewałkuję raz na cieniutko, szybko hyc do blaszki i gotowe.
Już było dobrze schłodzone, odleżało swoje w lodóweczce więc poczęłam je wałkować na niewielkiej ilości mąki.
Ciasto zaczęło się rozpadać na moich oczach, cześć się nawinęła wokół wałka, pozbierałam te okruchy, posklejałam do kupy, znacz w kulkę, i poszłam patrzeć na przepis, a tam jak byk stoi "ciastem WYKLEIĆ foremkę", nic nie było napisane o użyciu w tym celu wałka
Czyli znaczy się nie nadawało się ono do walcowania, no pech!

Trudno, nie lubię tego robić ale zaczęłam mozolnie wyklejać foremkę centymetr po centymetrze jak plasteliną.
Po 30 minutach tej paćkaniny wsunęłam ciasto do pieca. Hurrraaa!
Zapomniałam włączyć timera na piekarniku, ale chyba tylko parę minut się piekło bez kontroli.
Spojrzałam do wnętrza i się w głowę chlasnęłam.
Kurcze, znów zapomniałam ciasta nakłuć i będą Karkonosze, no trudno, pech!

MAZUREK NADZIENIE
Na gazie postawiłam rondek żeby zrobić nadzienie czekoladowe dla tego cudu z pieca.
Co moment biegałam do komputera, ważyłam, odmierzałam w końcu się gotuje
Ale coś nie tak, idę do przepisu sprawdzić ile miało być tej wody.
Część zostawiłam by nie było zbyt gęste aby móc dolewać w trakcie ( jak mówił przepis).

Szukam tej wody w przepisie, a jej NIE MA!!!
Panika, zginęła mi woda z przepisu, przyglądam się dokładniej.
Wody nie ma, za to jest mleko. Ups!
Nie zauważyłam, w końcu to płyn i tamto, mogłam pomylić.
Super, krem na wodzie.
No to mam mazurek, szukam nowego przepisu na krem.
Tyle że nie mam już masła, którego zużyłam już kilogram więc musi to być nadzienie bez masła i bez śmietany.
Super, jest już tak późno, sklepy pozamykane..

ŚLEDZIE W OLEJU
Po północy zaczęłam robić śledzie w oleju, wymoczyłam je 3 razy, pokroiłam cebulkę i one śledzie.
Chcąc zalać je olejem, zauważyłam, że nie mam oleju.
Późno już było, zrobiłam więc zalewę octową, zagotowałam ją z cebulką i zalałam przygotowane ryby.

Podczas krojenia śledzi ukroiłam paznokieć (lewa ręka środkowy palec) tyle że nie paznokietek, a posiadam takie bardziej pensjonarskie ;-) więc nie to coś nad opuszkiem ale raczej bardziej tak w połowie mięska, musiałam więc to zerwać żeby nie zahaczyło się gdzieś przypadkiem.

MAKOWCE
Maszyna wyrobiła ciasto drożdżowe na makowce. Wyjęłam je iiiii....
Dlaczego ono jest tak POTWORNIE tłuste!!!?!!!
Chyba dałam za dużo masła :( zamiast 10 dag wrzuciłam całą kostkę masła chyba bo już ani kawałka nie mam w lodówce
Nie dało się tego wałkować.
Zajrzałam do mojej masy makowej, jest płynna, raaatunnkuuu!!!!!
Mocno podsypałam mąką, jakoś wywałkowałam cienki płat z ciasta, nie wiedząc co robię wrzuciłam je do kwadratowej tortownicy i zalałam płynną breją makową, przykryłam drugim płatem ciasta, niech się dzieje co chce.

Łoldi postanowił ratować mazurek, do płynnej masy czekoladowej wymyślił by dodać budyń, zrobiły się kluchy, wylał je do blaszki ze spodem do mazurka.
Strasznie to wygląda jakby się ktoś tam wziął i ...
Nie no w końcu piszę o jedzeniu, nie będę tu tak brzydko pisać, nie powinnam.


Została resztka ciasta na makowce, pomyślałam, że zrobię jeden mały i cienko posmaruj tym błotkiem żeby nie popłynęło.
Kurcze, zaklinowała się szuflada pod piekarnikiem jakąś częścią od niego,szarpię sie.
Nie mogę wysunąć szuflady, nie mogę wyjąć foremki.
W końcu udało się, zahaczała się blacha co się nią osłania palniki by się nie sfajczyły przy otwartych drzwiczkach.

SZYNKA
Wkładając paschę do lodówki zauważyłam, że z niewiadomych powodów jakiś gar zawala połowę tej małej lodóweczki mej.
Szynka?!!?! No tak, znów się w łeb pacnęłam, eh życie!
Miałam ją piec wczoraj, zupełnie mi to z głowy wypadło.
Mam nadzieję, że nie zepsuła się leżąc tylko w wodzie z przyprawami.
idę ją solić i wiązać.

Zaczęłam szarpać ten gar, a on jakiś ciężki, więc mocniej pociągnęłam, a tu, puuuk!

Ojej! Na garnku położyłam super mega wypasioną pokrywkę z Ikei, co to jest taka plaskata całkiem i można na niej jeszcze coś postawić.
No i stało, na garnku spoczywało naczynie z pieczarkami, co je wczoraj obrałam i miały być do tych śledzi co je miałam zalać olejem, którego nie miałam.
Nie wytrzymam! I co ja mam zrobić z tymi pieczarkami?!?!?

Wyłowiłam gada z otchłani i wymiękłam :-(
Ta szynka grubsza niż dłuższa, wewnątrz jakieś żyły, tłuszcz, przypomina rozjechaną krowę, nie da się tego nijak obwiązać ładnie, nie mam już siły.
Oplątałam byle jak nicią, pewnie i tak się rozklapie gdy zwrócę jej wolność.

Powzięłam by pakować gary ze zlewu do zmywarki, na dnie zlewu leżał stłamszony worek foliowy. Ups!
Wrzuciłam go rano żeby się kotom rozmroziły serduszka, o których na śmierć zapomniałam.
Cały dzień się zastanawiałam co tym kotom jest, że łażą za mną, spokoju nie dając i rozdzierają na mnie te małe ryjki.
Masakra,szybko gotuję wodę, sparzam serca i kroję uważając na palce.
Jedzą, przynajmniej one zadowolone.

Nagle przypomniałam sobie, że od rana niczego nie jadłam i nie piłam.
To chyba dlatego taka nieprzytomnam dzisiaj. Nic nie ma do jedzenia, nałożę sobie trochę tej płynnej masy makowej i pogryzę resztką skórek pomarańczowych i spróbuję jak śledź smakuje.
Szynka wylądowała w piecu na 2 godziny, byleby tylko się nie spaliła.

Dzień wcześniej ugotowałam pyszną grecką zupę Fakes na soczewicy żeby było co jeść na dwa dni, zupa się dzisiaj skwasiła i zaśmiardła, V. powąchał i prawie tam dolał od siebie, haha.

Kończę dzisiejszy dzień w kuchni, mam dość, odpadam.
Dobranoc.

Aaa, no i zapomniałam szynki czosnkiem posmarować, łoj!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz