Obudziłam się w bardzo dyniowym nastroju.
Znów nacięłam dyń i dyniek i przywlokłam do chałupy.
Zrobiłam dynię pieczoną w dużych kawałkach,
tylko w oliwie, soli, pieprzu i chilli, zjedliśmy jako przekąskę między posiłkami ;-)
pestki uprażyłam w soli
a część dyni pokroiłam drobniej z przeznaczeniem oczywiście do pieczenia
Część pieczonej dyni poszła na przemiał i powstała pulpa dyniowa na Pumpkin Spice latte czyli mleczną kawę dyniową :-)
Ale nie tak szybko, najpierw zrobiłam przyprawę do kawy dyniowej
2 łyżki cynamonu w proszku
1/2 łyżeczki imbiru w proszku
1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej w proszku
1/2 łyżeczki goździków w proszku
1/4 ziela angielskiego w proszku
1/4 łyżeczki kardamonu w proszku
Potem syrop dyniowy do wyżej wspomnianej kawy :-)
szklanka wody
szklanka cukru
szklanka purre z pieczonej dyni
2 łyżeczki przyprawy do kawy dyniowej
wszystkie składniki odmierzam do małego rondelka i gotuję przez 15 minut mieszając.
Powstaje cudny gorący, gęsty, pachnący syrop w kolorze i konsystencji podobnej do płynnego sosu karmelowego :-)
Podstawa gotowa to migiem podgrzewam mleczko, robię espresso.
Do 1/2 szklanki mleka dodaję 2 łyżki syropu (można mniej jeśli jest się miej słodką bestią), mieszam i dolewam gotową kawę :-)
Dla nie pijących kawy i dzieci wystarczy mleko dyniowe - też pysznie żółte i pachnące :-)
Sfrunęłam do ogrodu i miotłą zrzuciłam z drzewa kilka sztuk dorodnych jabłek i ugotowałam kompot. Przy okazji skorzystałam z rady Pani Magdy Gessler i lekko różowy kompot podfarbowałam sokiem ze świeżo wyciśniętych buraczków, odrobina soku pięknie zabarwiła nie dając żadnego buraczanego posmaku.
Nie wiem jaki to gatunek jabłek :-(
są pyszne, twarde, słodkie i jednocześnie kwaskowe, soczyste ze śnieżnym wnętrzem, skórka bardzo jaśniuteńka z ogromnym czerwonym polikiem :-)
Nie wiem jaki to gatunek jabłek :-(
są pyszne, twarde, słodkie i jednocześnie kwaskowe, soczyste ze śnieżnym wnętrzem, skórka bardzo jaśniuteńka z ogromnym czerwonym polikiem :-)
zupełnie nie dało się ładnie łyżką porcji ukształtować z powodu delikatnej konsystencji :-)
Mój eksperyment z zamrożonymi w jajcarce floksami :-)
kwiatek za nic nie chciał się zatopić,wrrr, i łodyżka się niefajnie przymroziła, jakieś takie zdechłe to to :-)
Tak wyglądają prze szczęśliwe koty :-)
wreszcie mogą korzystać z wolności bidulki.
Jest siatka siateczka i można się wylegiwać na balkonie, słuchać świergotu ptactwa, przewietrzyć futero i rozkoszować się ciepełkiem i wiercić tyłeczkiem w kartonie :-)
Ale to nic to, i tak ciągle muszą być pod stałą opieką, by któremuś głupota do głowy nie strzeliła i nie zaczął gryźć siatki wzmacnianej drucikiem :-)
Planowałam na dzisiaj faszerowane papryki, lecz gdy przyszło do mielenia mięsa okazało się, że brakuje głównej części mielącej, nie ma też nożyka i śruby, brawo ja! :-)
Tak więc na szybko powstał miszmasz z mięsa drobno krojonego i smażonego, gotowanego ryżu, cebulki, czosnku, papryki, dyni drobno pokrojonej wcześniej upieczonej i pietruszki zielonej :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz