Oglądałam ostatnio z V. jakieś strony wnętrzarskie i V. nagle mi rzecze: a może byśmy tak kolorystycznie ułożyli książki, tak ładny obraz to tworzyć może!
Ułożyli!?! Ha! Moimi rękami, jak śmiem się domyślać :-) więc zabrałam się do roboty.
Części
książek postanowiłam się jednak pozbyć i wywieźć je do
biblioteki, a jakieś totalne badziewie na śmietniku wyląduje.
I
jak zwykle podczas tej czynności bawię się z nimi od dobrego tygodnia,
oglądam, przeglądam, wspominam i czytam :-)
Znalazłam w nich nawet kilka
listów z bardzo wczesnej młodości, zupełnie zapomniałam, że kiedyś
nawet korespondowałam ze znajomymi :-)
I w moje ręce wpadła książka z dzieciństwa "Co dzieci wiedzą" - Kazimiery Iłłakowiczówny.
Nie przepadałam za nią jakoś specjalnie, pamiętam jedynie, że bałam się jej ilustracji.
Zaczęłam
przeglądać, czytać i przeraziłam się.
To nie może być przecież książeczka dla
dzieci!? Ona jest OKROPNA!!! I nigdy nie powinna dostać się w ręce
jakiegokolwiek dziecka.
Znawcą pisarstwa nie jestem, pani Iłłakowiczówna,
jednak w tej książeczce jawi się jako bardzo marna pisarka, a nawet grafomanka!
Nie jestem psychologiem
ale ta "poezja" i ilustracje mogą zniszczyć psychikę dziecka. Oj mało
podnosząca na duchu ta literatura, a nawet śmiem stwierdzić, że bardzo
obniżająca samoocenę - może to ta książka przyczyniła się do tego, że
jestem gamoniowato-sirotowata!?!
Hmmm, z pewnością nie przyczyni się ona do podnoszenia na duchu.
Sam spis treści bardzo zachęcający, oto niektóre tytuły:
ofiara Helusi
biedny bałwan
biedni i ubodzy
stara lalka
"dziwny" Jacek
plamy
brudna Marcysia
brutale
tchórz
brudas
mazgaj
Ot taka nauka przez wyszydzanie i ośmieszanie
, zastraszanie, super
fajnie, prawda?!
Face palm
Ilustracja wzbogacona moimi osobistymi "zdobieniami", jako małe dziecko uwielbiałam rysować w książkach :-)